Wywiad z Andrzejem Młynarczykiem – pasja, praca i życie
Andrzej Młynarczyk to polski aktor filmowy, telewizyjny i teatralny. Studiował w trzech najważniejszych szkołach teatralnych w Polsce, z satysfakcją poznając techniki występów publicznych. Pobierał nauki u najznakomitszych reżyserów oraz gwiazd kina i teatru. Znany szerokiej publiczności ze spektakli teatralnych, seriali telewizyjnych „M jak Miłość” i „Korona królów” oraz programów rozrywkowych, jak „Taniec z Gwiazdami”, „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” czy „Ninja Warrior”. Dzięki swojej wyrazistości na scenie podbija serca widzów. Teatr jest dla niego miejscem, gdzie w pełni może reprezentować swój warsztat aktorski bez dubli i montażu. Jak sam mówi, lubi dobrze zrobioną robotę. Jego mottem jest „Prawda”, której poszukuje w każdym aspekcie swojego życia. Współzałożyciel „Fundacji Talentów Moc” zajmującej się pomocą najmłodszym przez arteterapię. Wywiad z Andrzejem Młynarczykiem pozwoli Ci lepiej poznać jego historię i osobowość, a także w jaki sposób projektował swoje życie.
Powiedz na początek kilka słów o sobie…
Gram dla publiczności – jest to najprostsza definicja tego, czym się zajmuję zawodowo. Do tego grania używam umiejętności, które zdobywam przez całe życie. Myślę, że wykonuję jeden z najbardziej szalonych zawodów, ze względu na jego charakter pracy z emocjami oraz przedkładaniem dla potrzeb projektów teatralnych i filmowych. Sądzę, że nie będzie w tym przesady, jeśli porównam ją do skaczących jak amplituda wykresów trzęsienia ziemi. Zawód aktora sprawia wiele satysfakcji i jest poddany ciągłym przeciwnościom wydarzeń. Wciąż szukam konfliktu, bo sztuka tego potrzebuje. Jego obecność prowadzi bohaterów, którzy lepiej lub gorzej radzą sobie ze swoimi historiami.
Od którego momentu zacząłeś świadomie projektować swoje życie?
Miałem różne pomysły. Chciałem być architektem, lekarzem, geodetą. Świadome projektowanie przyszłości zaczęło się u mnie zaraz po maturze, kiedy trzeba było zdecydować o kierunku studiów. Zostałem aktorem, ale tęsknoty za tą różnorodnością zawodową mam do tej pory. Moi rodzice są inżynierami i projektantami. To projektowanie było więc u mnie w domu na porządku dziennym… Poczynając od strony technicznej, związanej z budownictwem i mechaniką, a na banalnych sprawach kończąc.
Ze słowem „projekt” spotykałem się nieustająco, a samo projektowanie było nawet moim pierwszym sposobem na zarobkowanie. Jako młody chłopak przerysowywałem projekty techniczne kolegów ze szkół budowlanych. W domu zawsze były przyrządy kreślarskie, rapidografy i papier milimetrowy. Lubię rysunek techniczny, mam dobrą kreskę po ojcu, po mamie również, więc rysowanie sprawiało mi frajdę. Do tej pory kaligrafia jest mi bliska. Staram się o dbałość tego, co robię. Zawodowo przełożyło się to na projektowanie scen, scenariusza czy całej sztuki od strony emocjonalnej. Projektowanie to przygoda, a najlepszą przygodą jest własne życie.
Lubię słowo „projekt”, bo lubię planować, wypełnić swój plan dnia. Projektowanie jest kapitalną zabawą, sprawia wiele przyjemności i satysfakcji, jest to proces twórczy, przy którym można się rozwijać i realizować własne talenty. Projektowanie coś porządkuje, jest w nim nawet element drobnej rywalizacji.
Kto Cię wspierał w Twoim pierwszym projekcie?
Pierwszym ważnym życiowym projektem był, jak wspomniałem, wybór kierunku studiów. To nie była łatwa decyzja. Bardzo mocno wspierała mnie w tym moja nieżyjąca już babcia. Z całego serca dziękuję jej za to. Dopingowała mnie i cieszyła się moimi nierównymi sukcesami, bardzo. Rodzice dali mi wolny wybór, byli otwarci na moje samodzielne decyzje. Z tego też się cieszę i również im za to dziękuję.
Jak rozwijała się realizacja Twoich projektów?
Miałem w sobie ogromną chęć poznawania absolutnie wszystkiego. Zwiedzałem świat na własną rękę – jeździłem po Indiach, Stanach Zjednoczonych i wielu innych krajach. Bardzo lubiłem geografię. Do tej pory jest ona moją miłością. Uwielbiam mapy, wszystkie jakie istnieją – geograficzne, geodezyjne, morskie, lotnicze i inne. Natomiast jeśli chodzi o edukację, rozpocząłem ją w Krakowie, potem była Łódź. Po roku studiów w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi postanowiłem przenieść się na kolejny do Akademii Teatralnej w Warszawie. Dobrze wybrałem. Uważam, że te wszystkie posunięcia były dobre w mojej karierze zawodowej.
Chcesz powiedzieć, że Twoja zaprojektowana ścieżka zawodowa i pasja to jedno?
Porównuję pasję mojego zawodu do bijącego, żywego serca, mającego różne rytmy, czasem mocniejszy, szybszy, a czasem ten kojący i wyciszający. To bardzo żywy organizm, potrzebuje dotlenienia, odpoczynku i treningu. Cały czas to zawodowe serce bije i przypomina o sobie. Najbardziej fascynuje mnie praca nad samymi scenami. Jedna scena scenariusza filmowego może trwać na przykład dwie – trzy minuty, wtedy planuję, jak wypełnić te około sto dwadzieścia sekund sobą, aby zawierały się w nich zwroty akcji, aby scena była interesująca dla oglądającego. Aktor powinien być przewodnikiem, który wciąga widza w historię. Mogę prowadzić go delikatnie, a mogę też mocno zaskakiwać ciągłymi niespodziankami scenariuszowymi. Przedstawianie historii jest szalenie ciekawe i sprawia frajdę. Myślę, że dobrze jest, jeśli aktor posiada cechę osoby przewodnika.
Jakie trudności napotykasz podczas realizacji swoich projektów?
Czasem po spektaklu lub ważnych scenach potrzebuję więcej czasu na wyciszenie granych emocji. Podczas przedstawienia dochodzi do dużych amplitud, potem musi nastąpić uspokojenie i wyważenie. Wtedy najlepiej jest wrócić do spraw bieżących tu i teraz. Przecież trzeba wykonać jakieś porządki, zająć się pracami domowymi, do kogoś zadzwonić… Aktor musi wyjść z roli. Przez jakiś czas daję sobie odpoczynek od scenariuszy i prób. Myślę, że ważne jest, aby aktor był świadomy (choć trochę) mechanizmów, jakie rządzą naszym życiem, a dystans do tego, jacy jesteśmy i z kim mamy do czynienia na co dzień jest naszym wytchnieniem i świetnym nauczycielem. Ten dystans jest na wagę złota.
W Twojej karierze był również projekt pod tytułem „M jak miłość”. Jak wspominasz rolę Tomka Chodakowskiego?
Wspominam ten czas bardzo dobrze. Granie przez dziesięć lat w jednym projekcie pozwoliło mi zżyć się z ekipą. Byłem zadowolony ze współpracy. Myślę, że swoją osobowością miałem wpływ na tę postać. Często się zdarza, że postacie są mocno budowane na charakterze aktora. Było tam wiele elementów podobnych, a nawet wyjątkowo spójnych z moim patrzeniem, myśleniem czy na przykład pasją do sportu.
Czy oprócz aktorstwa zaprojektowałeś coś jeszcze na swoje wymarzone życie?
Myślę że akurat zamiłowanie do sportu, ruchu w ogóle, zostało mi zaszczepione i to była część projektu, z jakim się urodziłem, czyli motocykle, konie i łucznictwo, góry, sporty wodne… Dzięki tym formom aktywności obcuję z przyrodą i intensywnie odpoczywam psychicznie. Najczęściej przebywam w lesie. Kontakt z naturą jest oczyszczający i bardzo przyjemny. Opiekowanie się zwierzętami niezwykle mnie rozczula. A jeśli jeszcze ten zwierzak waży 700 kilogramów i nosi mnie na plecach – koń, to rozpieszczam go marchewkami, ile mogę. Koń, na którym uprawiam łucznictwo konne, jest wspaniały i również jest filmowcem, gra w filmach i uczestniczy w reklamach.
Dodam, że poznaliśmy się w serialu „Korona królów”. Od tego momentu wiedzieliśmy, że będzie to dłuższa znajomość. Lotnictwo, żeglarstwo, jazda na rowerze, wszystkie te sporty dają mi dużo odpoczynku i radości.
Co poradziłbyś ludziom, którzy chcą dobrze zaprojektować swoje życie?
Hmmm, aby na początku zrobili coś, co im sprawi przyjemność… Najlepiej się projektuje, będąc wypoczętym. Aby skupiając się na projektowaniu, podeszli do siebie ze zrozumieniem, dobrem i spokojem. Święty Augustyn mówił: „Kochaj i rób, co chcesz”. Zalecałbym uskutecznianie właśnie takiego podejścia do własnej osoby. Bądźmy dobrymi przewodnikami dla siebie, słuchajmy podpowiedzi własnej intuicji.
W Twoje dobrze zaprojektowane życie wpisał się zawód aktora, a razem z nim piękne mówienie…
Wyrażać siebie przez mówienie – to dla mnie ważne. Oczywiście, zawodowo muszę mówić to, co jest w scenariuszu, ale myślę tu o wyrażaniu siebie, przez przekaz tego, co pragnę innym przedstawić. Mój profesor, wspaniały aktor, Zbigniew Zapasiewicz przez swoje lekcje uświadomił mi, że mówienie może stać się przyjemnością. W domu rodzinnym, z racji wychowania przez rodziców wykładowców, z samego obcowania mówiliśmy głośno, wyraźnie, zdecydowanie i aktywnie. Ja postanowiłem szukać tej przyjemności w mówieniu w ogóle. Zaczęło się od Gombrowicza – bawienie się formą, wygłupianie, przerysowywanie zgłosek, wyrazów, całych zdań. Jeżeli ktoś mówi niewyraźnie, a ja go nie słyszę, zaczynam się męczyć. W przekazie komunikatu obydwu stronom powinno zależeć na komforcie porozumiewania się, a po za tym mówienie jest frajdą.
Czy swobody w poprawnym mówieniu można się nauczyć w każdym wieku?
Zdecydowanie tak. Dobre mówienie zaczyna się od dobrego mówienia i sobie, i o innych. Najlepiej zacząć od uśmiechu. Większość osób podchodzi do nauki poprawnego mówienia i wystąpień publicznych z wewnętrznym niepokojem, drżącym głosem. Jest to oczywiście związane z oceną, z obawą, że źle wypadniemy, być może się ośmieszymy, zostaniemy odrzuceni.
Dobra wiadomość jest taka, że każdy, bez wyjątku, potrafi się tego nauczyć i znaleźć przyjemność w mówieniu do innych. Jeżeli kogoś spotka coś wesołego, sympatycznego czy ekscytującego, i chce się tym podzielić z innymi, to opowiada o tym z przyjemnością, bez zbędnych zahamowań. Prawda? Jeżeli więc znajdziemy przyjemność w mówieniu, to pozbędziemy się obciążającego lęku. I wtedy okaże się, że występowanie przed większą publicznością jest szalenie przyjemne i pociągające, naprawdę. Oczywiście, sama przyjemność nie wystarczy, potrzebna jest również merytoryka wypowiedzi, ćwiczenia i świadomość występowania.
Jak więc zaprojektować się na pozyskanie tak cennych umiejętności?
Jednym z sekretów występowania jest świadomość sprawy, jaką mówiąc potocznie, mamy do przedstawienia audytorium, w konkretnym miejscu i z ważnego powodu, wtedy zaczyna się mówienie publiczne. Kontakt z publicznością wciąga. Naprawdę można bardzo polubić mówienie do ludzi. Zalecałbym zapisanie się na kurs rozwijający kompetencje i zdolności mówcy. Poznanie konkretnych narzędzi i instrumentów to podstawa „początku najlepszego”. Wystąpienie jest procesem twórczym, ono nas rozwija, a relacja z publicznością tylko nam w tym pomaga. Wysyłając pozytywną energię, tworzymy wyjątkową więź z odbiorcą. Można powiedzieć, że mówienie publiczne jest organizatorem ludzkiego życia, a na pewno jego przestrzeni.
Od czego trzeba zacząć, żeby wziąć udział w takim kursie?
Przede wszystkim – decyzja, czyli realne działanie: „Tak, chcę mówić dobrze i odważnie do ludzi o tym, na czym mi zależy”, „Tak, chcę znaleźć przyjemność w mówieniu do innych”, „Chcę więc nauczyć się projektowania swojego myślenia, a w konsekwencji własnej wypowiedzi”. Jeżeli nauczymy się projektować swoje komunikaty, to nasze życie również zaczniemy świadomie projektować, osiągając zamierzone cele. Staniemy się spokojniejsi, szczęśliwsi, zdrowsi, a nawet młodsi. Tak, to prawda, młodsi. Dobrzy mówcy są przeważnie długowieczni, bo dzięki mówieniu fantastycznie aktywizują swój mózg i ciało. Popatrzmy na wielkich mówców, aktorów, dziennikarzy, przewodników – oni na długo zachowują trzeźwość umysłu. Eliksirem na nieprzemijalność jest dobra mowa.
Moje szkolenie, dostępne w ramach oferty Heksagon PRO, ma znaczącą wartość, która przełoży się na dobrze zaprojektowane życie. Jestem szczęśliwy, że mam umiejętności, którymi mogę dzielić się z innymi. Dziękuje za dary, które otrzymałem… Za emocjonalny charakter, za różnorodne pasje, za pracę z ludźmi i dla ludzi. To wszystko mnie buduje i stwarza jako aktora, ale przed wszystkim jako człowieka. Pozdrawiam wszystkich Czytelników; życzę tego, co najlepsze, i realizacji zamierzonych planów.
Wywiad z Andrzejem Młynarczykiem
Andrzej Młynarczyk traktuje słowo i głos jako ciągłe wyzwanie w swojej pracy zawodowej. Z sukcesami prowadzi warsztaty wystąpień publicznych i aktorskie. Jakiś czas temu dołączył do zespołu Heksagon PRO, gdzie prowadzi autorski kurs wystąpień publicznych, tak potrzebny i poszukiwany wśród odbiorców: „Great speech – stań się mówcą”. Mamy nadzieję, że wywiad z Andrzejem Młynarczykiem pozwolił Ci dowiedzieć się czegoś nowego i być może zainspirował do działania!
Niezwykle rzeczowy wywiad. Pan Andrzej w swoich odpowiedziach nie wyszedł poza ramy pytania nawet jednym przecinkiem, hah niesamowity człowiek. Faktycznie ,,zaplanowany,, Pan w całości:-) A tak na poważnie wspaniały wywiad rzadko spotyka się ludzi z planami, z zaplanowanym dniem, z planami na jutro itd…Ludzie w dzisiejszych czasach zbyt szybko żyją, żyją chwilą, nie planuja kompletnie nic, idą na totalny spontan. W spontanie nie widzę nic złego, ale to nie jest metoda na życie. Przynajmniej nie dla mnie. Wynika to pewnie z tego, że ja też muszę planować, planować dzień, tydzień. Projektuję świece i dekoracje, indywidualne projekty wymagają czasu, planu, pomysłu, one muszą żyć i przedstawiać formę, odzwierciedlac nastrój i tworzyć go, wyrażać siebie( podobnie jak aktor kreuje postać) w każdym tego słowa znaczeniu. Być może dlatego tak bardzo wywiad z P. Andrzejem przypadł mi do gustu. Panie Andrzeju : plan- realizacja tak trzymać:-) Lubie takich otwartych, ale i poukładanych ludzi hah. Zdaję mi się, że my z tego samego rocznika. Najlepsi:-))) Pozdrawiam serdecznie:-)