Janina Bajek – nie wyobraża sobie życia bez pracy

Janina Bajek – nie wyobraża sobie życia bez pracy

28 lutego 2022
1.15K
13 min.
0

Czy praca, która trwa całe życie może być źródłem satysfakcji, sensu i poczucia spełnienia? Tak, pod warunkiem, że się kocha to, co się robi. Temat pracy z pasją podejmowałam we wpisie „Praca czy pasja? – rozważania o pracy”, do którego przeczytania serdecznie zapraszam. Tym razem chcę przedstawić Ci historię wyjątkowej kobiety. Pani Janina Bajek z Krakowa pracuje od ponad 82 lat! Ten absolutnie imponujący wynik stawia ją na podium wśród najstarszych osób aktywnych zawodowo w Polsce, najprawdopodobniej na pierwszym miejscu. Czytaj dalej, aby poznać tę inspirującą historię.

Sklep „Gracja” w Krakowie

Jest takie miejsce w Krakowie, w którym czas jakby się zatrzymał. Sklep przy ul. Kalwaryjskiej 7 o wdzięcznej nazwie „Gracja” w niczym nie przypomina wielkopowierzchniowych obiektów handlowych, gdzie wybrane produkty wrzuca się do koszyka, w przeważającej większości przypadków bez konsultacji ze sprzedawcą. Tu jest inaczej… W przytulnym sklepiku z artykułami elektrycznymi za ladą stoi pani Janina. Jej uśmiech, życzliwe spojrzenie, otwartość oraz gotowość do pomocy każdemu klientowi wypełniają całą przestrzeń niewielkiego pomieszczenia. To ona tworzy klimat tego miejsca już od czterdziestu sześciu lat! Patrząc na tę pełną wigoru kobietę, aż trudno uwierzyć, że rok temu przekroczyła dziewięćdziesiątkę. Czy ludzie rodzą się z tak ogromną dawką inicjatywy, przedsiębiorczości, samodyscypliny i odwagi? Na pewno nie, ale dzięki konsekwencji, determinacji i wytrwałości w pracy można się tego wszystkiego nauczyć. Tak było również w przypadku pani Janiny Bajek.

Janina Bajek – historia życia

Pani Janina Bajek jest rodowitą krakowianką. Urodziła się w 1930 roku, kiedy nasz kraj wycieńczony ponad stuletnią niewolą powoli odbudowywał się, wychodząc z upokarzającej biedy. Prawie nikt nie zdawał sobie wówczas sprawy, że już za kilka lat wojna z jeszcze większą siłą znów da o sobie znać. Pani Janina pierwsze lata swojego dzieciństwa wspomina jako czas beztroski i radości. Tato pracował jako mechanik samochodowy, a ona wraz z młodszą siostrą Wandzią pozostawały pod opieką mamy. Rodzina żyła na przyzwoitym poziomie. Wypłata ojca wystarczała nie tylko na podstawowe potrzeby, ale również na drobne przyjemności. Pamięta, jak tato kupił jej wymarzoną lalkę. Wydarzenia września 1939 roku zmieniły rodzinną sielankę w prawdziwe piekło… Ojciec został powołany do wojska. Jak się później okazało, trafił do niewoli rosyjskiej. Oszczędności szybko się skończyły. Mama, która wcześniej nie pracowała, ciężko radziła sobie z okrutną wojenną rzeczywistością. Ostatecznie podczas łapanki została aresztowana. 

Pierwsza praca

Dziewięcioletnia Janka została wraz z młodszą siostrą i schorowaną babcią bez środków do życia. Nie było czym palić w piecu ani co do garnka włożyć. Dziewczynka z dnia na dzień wydoroślała. Odpowiedzialność za rodzinę zmusiła ją do odłożenia zabawek i tak pojawiła się jej pierwsza praca. Zaczęła od zbierania szczawiu w okolicy, który następnie sprzedawała na targu na ul. Kazimierza Wielkiego. Zimą gromadziła znalezione na placu kawałki węgla, które wypadły z wagonów. Cięła też dętki na gumki. Ludzie kupowali je do bielizny, bo innych wtedy nie było. Handel okazał się tym zajęciem, któremu oddawała się z coraz większym zaangażowaniem. Po czasie dobrze wiedziała, ile są warte dwa jajka, pudełko sacharyny albo pół kilograma ziemniaków.

W czasie okupacji obrót gotówkowy praktycznie nie istniał. Towar za towar – to była najbardziej rozpowszechniona metoda handlowania. Kiedy było bardzo ciężko, mała Janka wymieniła swoją jedyną lalkę na pięć kilogramów pszenicy, bo zapewnienie żywności rodzinie było jej priorytetem. Chyba największym sprytem wykazała się wtedy, kiedy sprzedała biżuterię, coś dołożyła z zarobionych pieniędzy, a następnie przekupiła kochankę niemieckiego oficera, aby uwolniono jej mamę z aresztu. Trudnych sytuacji, z którymi przyszło się zmierzyć tej młodej dziewczynie, było dużo więcej. Janka wspierała partyzantów, nosząc im jedzenie i… dynamit.

Wojenna rzeczywistość

Pamięta, jak pewnego razu wyszła na górkę z tornistrem na plecach, w którym niosła ten cenny ładunek wybuchowy. Nagle zobaczyła cztery niemieckie samochody. Nie uciekała, bo wiedziała, że straci życie. Intuicyjnie poszła w ich kierunku, udając uczennicę, chociaż do szkoły w ogóle jeszcze nie miała okazji chodzić. Zastukała do szyby jednego z aut, czuła, że człowiek, który tam siedział, nie odmówi jej pomocy. Nie myliła się. Wziął od niej tornister i schował za drzwiami. Podzielił się chlebem z margaryną i marmoladą, co na owe czasy było absolutnym rarytasem. Mężczyzna był Słowakiem. Powiedział, że jadą do Skawiny i kazał jej wsiadać. Nie miała takich planów, ale była to jedyna możliwość uniknięcia śmiertelnego niebezpieczeństwa. Wracała potem piechotą pod osłoną nocy piętnaście kilometrów do Głogoczowa z dynamitem na plecach. Dotarła do partyzantów, wypełniając tym samym to jakże ważne zadanie.

Ojciec wrócił po jakimś czasie do domu, ale był bardzo chory. Rodzina mieszkała przez dwa lata u krewnej w nieodległych Mogilanach. Rodzice nie byli w stanie zarabiać na życie, więc Janka handlowała dalej… Chodziła od wsi do wsi po błocie sięgającym kolan. Sprzedawała, co tylko się dało. Chociaż była niesamowita bieda, nikt jej nigdy nie oszukał. Znała dokładną wartość towaru, a przecież do tej pory nie spędziła ani jednego dnia w szkole.

Edukacja, małżeństwo i dalsze życie pani Janiny Bajek

Czas na edukację przyszedł po wyzwoleniu, kiedy rodzina powróciła do Krakowa. Janka ukończyła siedem klas szkoły podstawowej, a następnie uczyła się w tak zwanej handlówce przy ul. Basztowej 9. Po zdaniu małej matury rozpoczęła pracę w Okręgowej Komisji Związków Zawodowych w Krakowie. Do jej obowiązków należała organizacja kursów dla dorosłych księgowych, którzy mieli fach w ręku, ale po burzliwych wojennych latach brakowało im stosownych dokumentów. W tym czasie poznała swojego przyszłego męża Tadeusza. Był biednym lwowiakiem. Studiował na Akademii Górniczo-Hutniczej i angażował się w sport. Ostatecznie ukończył trzy fakultety i został inżynierem oraz drugim, po Włodzimierzu Kękusiu, najlepszym pływakiem w kraju. Młodzi pobrali się. Nie mieli nic. Ponieważ Janka nie dostała od rodziców przyzwolenia na ten ślub, nie mogła liczyć na jakąkolwiek pomoc. Wszystkiego musieli dorabiać się sami. Nauka, praca i miłość – z tego składało się ich wspólne życie.

Zatrudniła się w gastronomii. Były więc restauracje „Ratuszowa”, „Europa” i „Kaprys”. W tej ostatniej, kategorii „S”, pracowała najdłużej. Pamięta gości, którzy tam bywali… premier Józef Cyrankiewicz, aktor Stanisław Mikulski, Piotr Skrzynecki z Piwnicy pod Baranami, śpiewak operowy Kazimierz Pustelak, dziennikarz Bruno Miecugow i wielu, wielu innych.

W międzyczasie na świat przyszły ich dzieci – syn i córka. Wychowując je wspólnie, cieszyli się swoim rodzinnym szczęściem. Niestety, poukładane, choć niełatwe życie, zrujnowały problemy zdrowotne męża pani Janiny Bajek. Po trzecim wylewie, w wieku pięćdziesięciu lat, Tadeusz Bajek zmarł. Miłość do tego wspaniałego człowieka pozostała w jej sercu na zawsze. Nigdy nie myślała o ponownym zamążpójściu, chociaż adoratorów wokół niej kręciło się wielu.

Powroty

Handel, który towarzyszył małej Jance od wczesnego dzieciństwa, był tym, za czym zatęskniła w dorosłym życiu. Wiedziała, że potrafi robić to dobrze. Odeszła więc z branży gastronomicznej i zaczęła pracować w sklepie na jednym z nowohuckich osiedli. Kiedy w połowie lat siedemdziesiątych poznała kobietę, która otrzymała przydział na lokal przy ul. Kalwaryjskiej 7 (wówczas Pstrowskiego), nie wahała się ani chwili. Za umówioną kwotę otworzyła na jej nazwisko sklep „Gracja”. Nazwa nawiązywała do sprzedawanego asortymentu – były tu szampony, wody kolońskie, mydła, kremy, grzebienie i wiele innych artykułów, dzięki którym można było zadbać o higienę i podkreślić urodę. Za ścianą prowadził swój salon fryzjer. Kiedy się wyprowadził, pani Janina połączyła obydwa pomieszczenia, poszerzając tym samym powierzchnię handlową.

Obok kosmetyków w ofercie pojawiły się artykuły dziecięce – beciki, śpioszki, czapeczki i kapelusiki. Jednak największą popularnością cieszyły się buty, po które jeździła do najlepszych kalwaryjskich szewców. Klienci stali w długich kolejkach, żeby spełnić swoje marzenie o dobrej klasy obuwiu. W szarej komunistycznej rzeczywistości brakowało wszystkiego, a w „Gracji” były pełne półki atrakcyjnego towaru. Jak to możliwe? Zapobiegliwość pani Janiny była zdumiewająca. Po dziecięce ubranka, kolczyki, korale, broszki i inne różne dodatki nawet latała samolotem do Warszawy. Potrafiła załatwić wszystko, czego potrzebowali jej klienci. Wsłuchując się w ich potrzeby, stawiała sobie ambitne cele zdobycia tak bardzo pożądanych rzeczy. Ze zbytem nie było żadnego problemu.

Na przekór przeciwnościom losu

To był naprawdę dobry czas dla jej małego biznesu… Aż przyszedł upadek PRL-u. Handel rozwijał się na wielką skalę. Mały sklepik w konfrontacji z wielkimi marketami praktycznie nie miał szans na przetrwanie. Kiedy sytuacja wydawała się niemal przesądzona, właśnie tuż obok zlikwidowano sklep elektryczny.

Pani Janina dobrze pamiętała, jak wiele razy przyszło jej się mierzyć z wyzwaniami, które nie dawały nadziei na dobre zakończenie, a jednak… Postanowiła spróbować. Sklepowe półki wypełniły się żarówkami, lampkami, abażurami, przedłużaczami, bateriami i elektroniką polskiego pochodzenia. Asortyment obuwniczy również pozostał. Pani Janina nie walczy z konkurencją, tylko robi swoje już czterdziesty ósmy rok w tym samym miejscu… Co na to klienci? Przychodzą, a nawet przyjeżdżają z odległych dzielnic Krakowa. W małym sklepiku przy Kalwaryjskiej dostają coś więcej niż przedmiot, za który chwilę wcześniej zapłacili. Życzliwość, koncentracja na ich potrzebach oraz miła atmosfera mają swoją zdecydowanie wyższą wartość. Do swoich domów zabierają bardzo dobrej jakości towar opakowany w pełne dobroci emocje.

Samodzielność i zapał do pracy

Pani Janina wszystkie obowiązki związane z prowadzeniem sklepu wykonuje sama. Jeśli coś się zepsuje, to własnoręcznie naprawia lub woła fachowców. Czasami pomaga jej wnuk, szczególnie w sprawach związanych z komputerem. Nie wyobraża sobie sytuacji, żeby zamówić towar, którego wcześniej nie widziała. Osobiście jeździ więc do hurtowni tramwajem, by wybrać to, czego potrzebują jej klienci. Jeszcze cztery lata temu sama prowadziła samochód. Teraz woli komunikację miejską i taksówki. Dostawa towaru do sklepu jest szybka, bo pani Janina zawsze płaci gotówką. Następnie zajmuje się wyceną artykułów, metkowaniem, układaniem na półkach i oczywiście sprzedażą.

Stoi za ladą siedem godzin przez sześć dni w tygodniu, jedynie w sobotę trochę krócej. Nie była na urlopie od czterdziestu sześciu lat! Nie tęskni za czasem wolnym od pracy. Wiosną tego roku przez trzy miesiące była w szpitalu, wtedy zastępowały ją w sklepie córka i wnuczka. Odczuwała brak pracy, ale koronawirus zmusił ją do zatrzymania się na chwilę. Wokół niej umierali młodzi ludzie, ona na szczęście wyszła z tej choroby zwycięsko i dziś cieszy się dobrą kondycją zdrowotną. Pani Janina wyznaje, że leżenie na kanapie nie jest jej ulubioną formą spędzania wolnego czasu. Lubi aktywność, bo ona daje jej energię do życia. Ma świadomość, jak negatywny wpływ na samopoczucie człowieka ma nicnierobienie.

Pani Janina Bajek nie wyobraża sobie życia bez pracy

Ja muszę coś robić. Nie wyobrażam sobie życia bez pracy. Praca jest dla mnie wszystkim. Miałam bardzo ciężkie życie, ale nie narzekam. Jestem zadowolona z tego, kim jestem i co posiadam. Kocham ludzi, a oni kochają mnie. Kiedy przychodzą na zakupy, zawsze chętnie ze mną porozmawiają. Idąc chodnikiem obok sklepu, machają do mnie i pozdrawiają mnie serdecznie. Z wieloma z nich jestem zaprzyjaźniona. Jak byłam chora, to po powrocie z troską pytali, co się ze mną działo. Darzę ludzi wielkim zaufaniem. Jeśli ktoś nie dopłaci mi za towar nawet złotówkę, zawsze przychodzi uregulować dług w ciągu najbliższych dni.

Czasem zdarzały się osoby, które pożyczyły ode mnie pewne kwoty i do dziś nie pokazały się w sklepie. Nie robię z tego problemu. Przecież gdyby każdy z nich miał te pieniądze, to na pewno by oddał. Wiem, że ludzie mają gorzej ode mnie. Pan Bóg mi w życiu pomógł. Na mojej drodze stawiał dobrych ludzi, którzy wiele razy bezinteresownie mnie wspierali. Jestem szczęśliwa, bo mam kochającą rodzinę i robię to, co naprawdę lubię. Czasem ktoś pyta mnie, jak długo mam zamiar pracować… Odpowiadam, że nie planuję przestać. Kiedyś przeczytałam o pewnej kobiecie, która osiągnęła wiek stu piętnastu lat. Mnie jeszcze wiele do niej brakuje. Marzę, żeby w przyszłości zatańczyć na weselu mojej, obecnie czternastoletniej, prawnuczki. Wierzę w moc pragnień, bo one wtedy się spełniają. Nie myślałam, że tak dużo dostanę od życia…

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podobne wpisy

POBIERZ
BEZPŁATNY
e-book